wtorek, 18 lutego 2014

Jestem Matką!

Jestem Matką!
Nie ważne jest to czy mam lat 16, 20 czy 35.
Dla mnie...dla niektórych nie jest to już tak oczywistą sprawą.


Wiecie- te małe rączki,oczka, paluszki. Ten płacz pierwszy, trzymanie za rączkę. Cała otoczka powstawania nowego życia.Choć nie od początku było tak kolorowo.
Miałam trochę ponad16 lat. Dopiero co rozpoczęłam naukę w technikum, poznałam nowych ludzi i spotkałam na swej drodze odpowiedzialnego i szczerze kochającego chłopaka.Planowałam sobie ułożone życie, wymarzoną pracę w reklamie lub znanym i cenionym czasopiśmie. Wszystko to stawało się w ostatnim czasie takie realne. Moja wyprowadzka nic nie zmieniła w moich relacjach z K. To była taka prawdziwa miłość. Ja siedziałam w szkole na każdym dodatkowym projekcie bo chciałam chłonąć wszystko co się dało. On odbierał mnie z przystanku wieczorem i odprowadzał na kolejny by spędzić razem choć 20 minut-często w okropnym mrozie i z katarem.


Nagle brak miesiączki, wymioty, brak chęci na jedzenie, wahanie nastrojów. Dla mnie wszystko było wiadome. Koniec z planami. Pojawiło się mnóstwo pytań, na które nie znałam odpowiedzi, a na niektóre nawet bałam się je poznać.
 Co z moją szkoła? Co powiem dziadkom? Jak zareagują rówieśnicy?
Czy K. mnie nie zostawi ?

Dopiero po trzech miesiącach dowiedziała się rodzina. Zobaczyliśmy małą fasolkę na USG.
Zaczęło się prawdziwe życie. Stos wyrzeczeń, planowania i krok po kroku przygotowywanie się na dorosłość. K. przeczytał mnóstwo książek-aż wstyd przyznać , że w pewnym momencie wiedział więcej niż ja :) Przyjeżdżał i tłumaczył mi jak oddychać w trakcie porodu, kiedy będzie pierwsze szczepienie, co oznaczają skróty na moich badaniach.


Dopiero kiedy ochłonęłam i zobaczyłam, że ludzie wokół mnie zaakceptowali fakt pojawienia się kogoś nowego w rodzinie, mogłam zacząć cieszyć się z każdego dnia.

Rosnący brzuch coraz bardziej rzucał się w oczy.
Planowałam poinformować klasę o ciąży za nim sami zauważą i zaczną się nie zręczne spojrzenia.
Zorientowali się jednak szybciej niż myślałam i choć zapewne za moimi plecami mnóstwo komentarzy się pojawiało-mnie nie dotknął żaden. Pierwszą klasę technikum przeszłam więc spokojnie.
Wgapieni we mnie ludzie o dziwo mi nie przeszkadzali. Zdałam sobie sprawę, że jestem kolejną sensacją, która po wakacjach zniknie i nie zobaczy więcej nikogo z nich.



W pewnym momencie doszłam do wniosku, że świat się nie skończył.
Dla Nas tak naprawdę dopiero się zaczął. Może i będzie pod bardziej stromą górkę i za pewne będzie ciężko ale moje plany wcale nie muszą iść w odstawkę.
"Wyhodowałam" w sobie przez te 9 miesięcy tyle samozaparcia, optymizmu i odwagi ile mogłam pomieścić.
Książki, podręczniki, nauka i mimo, że do technikum po wakacjach  miałam już nie wrócić to wiedziałam, że nikt nie znalazł się u progu własnych marzeń przypadkiem. Jeśli kiedykolwiek mam być tam gdzie chcę muszę sobie na to zapracować i nie mogę zacząć od jutra, przyszłego miesiąca czy za rok.
K. uświadomił mi, że mój czas jest zawsze-zaczynając od dziś.



Nie mieliśmy wiele czasu. 9 miesięcy to sporo czasu dla innych. Dla Nas to minimum jakie dostaliśmy na osiągnięcie dorosłości. Wypracowaliśmy przez ten czas do perfekcji jedno najwspanialsze uczucie...bezwarunkową miłość.
Ja marudziłam. Mój humor w ciągu minuty potrafił zmienić się z maximum szczęścia do totalnej złości.
On bez zbędnych westchnień pomagał mi wiązać buty kiedy już wielki brzuch był sporą przeszkodą. 
Śmiał się, płakał i cieszył ze mną. Był takim wsparciem o jakim nawet nie marzyłam.



Ksawerek przyszedł na świat 2 września 2011 roku o godzinie 9.44.
Byliśmy gotowi. Nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądało nasze życie. Jednak byliśmy gotowi na to co może nas czekać. Nikt nie zwrócił uwagi na to ile mam lat. Każdy traktował mnie równą sobie. K bez problemu radził sobie z noworodkiem od pierwszych minut. Nie potrzebował instrukcji obsługi przewijania, noszenia-był takim ojcem z prawdziwego zdarzenia. Byłam z niego dumna!



 5 września Ksawerek wrócił z Nami do domu.
 Radość mieszała się z ogromnym smutkiem. Nie mieszkaliśmy razem.
Codzienne spacery nie zawsze były rodzinne. K wykorzystywał więc każdą minutę pobytu u Nas by pomóc mi i nacieszyć się maluchem, a ja oddawałam się w zupełności swoim Maminym obowiązkom, które pokochałam :)



Kiedy Nasz mały człowiek skończył miesiąc. Pierwsze emocję opadły, zdecydowałam się na powrót do szkoły. Życie nastoletnich rodziców nie może wlec się z dnia na dzień. Ono musi być zaplanowane w najmniejszym nawet szczególe i mieć miliony planów awaryjnych gdyby życie chciało sprawić nam psikusa.
Szkoła K, moja szkoła, przemożna chęć karmienia piersią, odległość, rytm dnia Ksawerego. To nie było coś co można ustalić od tak. Potrzebowaliśmy miesiąca.



Weekendy spędzaliśmy więc w Poznaniu. Ja budziłam się z samego rana by przygotować mleko na cały dzień dla Ksawerego i biegłam do szkoły. Moja zaoczna szkoła mieściła się w moim dawnym gimnazjum.
Wiele razy karmiąc Ksaweosia (K przywoził małego na przerwy bym mogła go dokarmić)  w szkolnej ławce myslałam- jeszcze 2 lata temu uczyłaś się tu historii.



Mamy 2014rok.
Ksaweruś ma dziś 2,5 roku. Ja skończyłam Liceum , czekam za matura, a od marca zaczynam szkołę policealną. Piszę drobne artykuły. Większość w tematyce dzieci-to tu znalazłam swój "konik".
Pozbyłam się kilku znajomych. Tak na prawdę macierzyństwo zweryfikowało przyjaciół.
We wrześniu mój mały człowiek idzie w świat. Zostanie przedszkolakiem.
K wybiera się na studia. Stworzył z Ksawerym coś niezwykłego-nierozerwalną więź Ojca i Syna.


Do dziś dziękuje Bogu za to kogo mam przy sobie. Za to, że przytulił mnie i powiedział "będzie dobrze. Jesteśmy silni i damy sobie ze wszystkim radę". Za to, że pracował ciężko by zapewnić Nam wszystko co mamy. Za to, że cały czas trzymając mnie za rękę doprowadził mnie do momentu, w którym znajduję się teraz.



Mimo to gdyby dane było mi cofnąć się kilka lat wstecz. Gdybym spojrzała trzeźwo na sytuację.
Pokierowałabym moim życiem zupełnie inaczej. Macierzyństwo odłożyłabym w czasie.
Miłością choćby nie wiadomo jak wielką nie nakarmimy istotki, która jest zależna od Nas.
Miałam ogromne szczęście. Wokół Nas są ludzie, którzy służyli pomocą i radą. Miałam wspaniałego chłopaka-obecnie narzeczonego, który jest ojcem niemalże perfekcyjnym.
Co gdybyśmy tego szczęścia nie mieli zbyt wiele? 

3 komentarze:

  1. Czekałam na tego posta z niecierpliwością i bardzo się cieszę, że właśnie się pojawił. Mam nadzieję, że pokażesz tym wszystkim ludziom, że nastoletnie matki potrafią być bardziej dojrzałe niż panie po trzydziestce. Dla mnie Domiś zawsze byłaś wielka. Silna, pełna entuzjazmu i z wielkimi ambicjami. Tak trzymaj słonko. Byle do przodu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej! To co tu napisałaś jest niesamowicie wspierające na duchu! Ty po prostu idziesz na przekór niektórym ludziom, wiedząc sama co jest dla Ciebie najważniejsze ;) Chciałabym żeby było więcej kobiet Twojego pokroju, które zdadzą sobie sprawę że ciąża to nie koniec świata, pomimo trudności! :D Jestem pełna podziwu dla Twojej postawy :) Zdrowy synek, kochający narzeczony- cóż więcej do szcześcia potrzebne? :D Powodzenia na dalszej drodze! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo prawdziwy post, szczerze to przyznaje, bo urodziłam córkę mając ledwo ukończone lat 18. Było ciężko, musiałam zmienić ukochane liceum na wieczorówkę, zdałam maturę. Z obecnym mężem i tata Zuzi widywaliśmy się najczęściej w weekendy, bo sam miał lat 18 i robił technikum kiedy pojawiła się córka. Dziś mamy 22 lata, mieszkamy w Wiedniu i oczekujemy kolejnego dziecka, tym razem planowanego :) Ja bym niczego nie zmieniła mimo trudów i łez...ale rozumiem się, bo wiem w jakim jesteś obecnie położeniu. Pozdrawiam i będę zaglądać. Zapraszam też do nas : http://rodzinny-rollercoaster.blogspot.co.at/

    OdpowiedzUsuń

Blogger Template by Clairvo